Niedziela.. Dzisiaj chciałam być sama..
Postanowiłam wybrać się na dłuuugą zimową wycieczkę, pomyśleć, odpocząć, pobyć sama. Stwierdziłam, że wybędę gdzieś na skraj poza Holmenkollen, myśląc, że przemierzę długą trasę w samotnym niedzielnym wagonie metra, w kierunku oddalonych daleko chatek i domków, na saaaamą górę, zostawiając całe centrum Oslo daleko za sobą w dolinie.. Nawet nie wiecie jak bardzo się myliłam.. Czym metro dalej pod górę, tym więcej pasażerów. Tym bardziej czułam się jak puzzel z zupełnie innej układanki. Ja.. w mojej zwykłej zimowej kurtce, owinięta dwoma szalikami, ciepłą czapką na głowie.. pośród gaworzących Norwegów, wszyscy od małego do dojrzałego wiekiem ubrani w swoje narciarskie kombinezony. Stukające i przewracające się sanki i poopierane o ściany wagonu narty. Co stacja, tłum coraz większy, coraz gęściej.. a na twarzach ściśniętych Norwegów coraz szerszy uśmich na twarzy w odniesieniu do sytuacji. Wszyscy jak jedna rodzina dobrze wiedzieli, że zmierzają w jednym kierunku i wysiądą zgodnie na tej samej stacji, podążają na swoje ukochane narty. Zamierzałam odwiedzić Holmenkollen, ale zrezygnowałam z przeciskania się do wyjścia, pojechałam dalej. W mojej głowie dźwięczały rozmowy, specyficzna melodia języka norweskiego, przerywana gromkimi śmiechami, zadowolonych Norwegów. Tłum coraz większy, uśmiechy coraz szersze.. dotarły też do mnie, odwzajemniłam je z przyjemnością. I taka to moja samotna wycieczka się okazała.. Wcześniej odwiedziłam moje ulubione w Oslo, Aker Brygge. Spacerując samotnie, wyostrza nam się słuch. Idąc po skrzypiącym drewnianym deptaku portowym, przykrytym puchem śniegu, śpiew mew, kołyszący się w powietrzu.. Właśnie tego było mi dzisiaj trzeba. Tego skrzypienia, tego śpiewu, tego miejsca tam. A dla Was mnóstwo zdjęć z moich ulubionych miejsc Oslo w zimowej odsłonie. Sprawdźcie koniecznie GALERIĘ !
Trafiłam do Ciebie szukając w internecie blogów prowadzonych przez kobiety żyjące w Norwegii i jestem mega zadowolona bo Twój blog to dla mnie strzał w 10tkę. I ja mieszkam w Norwegii z mężem. Mieszkamy niedaleko Lillestrom, a dokładnie Fetsund. Przyjechałam tu na stałe w lipcu, po naszym ślubie. Wcześniej wpadałam na wakacje ewentualnie 2 tyg, miesiąc. teraz żyjemy już tu we dwoje :) Będę stałą bywalczynią bloga, na pewno! :)
OdpowiedzUsuńHej :) To bardzo się cieszę, że jesteście już razem :) Fetsund to w sumie niedaleko :) I dziękuję za miłe słowa, oczywiście zapraszam serdecznie :) Staram się w miarę regularnie pisać, dużo piszę na temat przedszkola, bo póki co tym żyję ;) Ale chętnie piszę o wszystkim, o co tylko ktoś zapyta, oczywiście jak tylko orientuję się w temacie.. ;) Pozdrawiam serdecznie i witam na blogu :)
UsuńMam nadzieję, że niedługo i mnie zainteresuje temat przedszkola hihi ale wszystko w swoim czasie :) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńW takim razie życzę pomyślności w tym temacie :)
UsuńBałwanek cudny :D i kto by pomyślał, że przy niedzieli i w taki mróz tyle ludzi będzie chciało wyjść, ale może tez inna mentalność Norwegów, bo oni gdzieś idą, będa coś robic, być może nawet całą rodziną i cieszą się z tego. To wcale nie są skryci ludzi z tego wynika, a raczej dumni z tego kim są, takie odniosłam wrażenie :)
OdpowiedzUsuńOjj tak nie miałam najlepszego humoru.. aż na mojej drodze stanął ten pan.. bałwan :D Ja też właśnie tak myślę i zazdroszczę im tego.. Są bardzo pozytywni. Wyobrażam sobie ścisk w polskim metrze i warczących Polaków.. :D A ich to śmieszyło i cieszyli się z tego co zaraz nadejdzie czyli z tych nart no i w ogóle, ktoś tam miał pieska, dzieciaki go obsiadły i zaraz nawiązała się rozmowa między młodym właścicielem psa a dziadkami jednego z dzieci. Taka miła, pełna uśmiechów. Rzadki widok w Polsce, przynajmniej w mieście, w którym ja mieszkałam..
Usuń