piątek, 4 stycznia 2013

Urodziny u Norwegów czyli moje wielkie zaskoczenie

 "Gratulerer med dagen"
"Til lykke med dagen"
(pol. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin)
                                                  

Dzisiejszy post będzie moją relacją z urodzin u norweskiej rodziny. Chyba będziecie zaskoczeni tak jak ja..
A więc, moja córcia dostała zaproszenie na urodziny w przedszkolu. Tym razem do rodziny norweskiej. Oczywiście wszystkie dzieci otrzymały zaproszenia na specjalnie zakupionych różowiusich kartkach z motywem "księżniczki".
Spotykając mamę w przedszkolu, potwierdziłam przybycie córki i zapytałam jubilatki, czego by sobie życzyła na prezent. Otrzymałam natychmiastową odpowiedź, że dziewczynka jest fanką misiów i chce misia do kolekcji. Ok.. będzie misio ;) Fajnie, bo miałam mały dylemat, a tak prezent z głowy.
A więc na 17 wstawiłyśmy się z córką punktualnie, wchodzimy i pierwsze co po otwarciu drzwi, uderzyło mnie gorąco wychodzące z wnętrza mieszkania, co jak co, ale na ogrzewaniu Norwedzy najwidoczniej nie oszczędzają :D Fajnie, ale ja bym chyba nie wytrzymała w takim piekiełku. Następne co mnie zaskoczyło to to, że poproszono nas o zdjęcie butów przed drzwiami - dobrze, że miałam balerinki dla córki żeby jej od razu założyć, jak można się domyślić, było mokro na klatce, mnóstwo nanoszonej wody z rozpuszczonego śniegu. Ja w skarpetkach stanęłam na mokrej wycieraczce.. Nie zjawiłysmy się jako pierwsze, więc na klatce stał już pokaźny rządek dziecięcych kozaczków.
Na urodziny dzieci są zapraszane na około 2-3 godziny bez rodziców. Niemniej jednak, zważywszy na fakt, że otoczenie dzieci, które mówią w obcym języku, jest jakby nie było ciągle nowe dla mojej córci, i pomimo, że naprawdę świetnie operuje już językiem norweskim, to z troski wyjaśniłam mamie jubilatki, że mogą być kłopoty i gdyby zaczęła płakać, żeby od razu do mnie zadzwoniła. Niestety tak też się stało.. nie zdążyłam nawet dotrzeć do domu i już był telefon.. No ale musiałam zrozumieć moją małą, na tych urodzinach, poza jubilatką była tylko jeszcze jedna dziewczynka z przedszkola córki, a reszty dzieci nie znała.. Więc wróciłam i po namowie mamy jubilatki, z którą starałam się jako tako podrzymywać rozmowę, zostałam z córką jeszcze, żeby chociaż zjadła jedzenie przygotowane na przyjęcie..
I tu oniemiałam! Stół-piękna ceratka oczywiście motyw "księżniczki", kubeczki, serwetki i talerzyczki w tym samym motywie. Nie muszę chyba pisać, że całe mieszkanie cudnie urządzone, a pokoik dziewczynki przypominał pokoik małej księżniczki, znany nam z amerykańskich filmów. A na stole.. no właśnie.. posiłek, który zajmował honorowe miejsce na samym środku stołu, to duży metalowy garnek a w środku pływające w gorącej wodzie parówki drobiowe. Każde dziecko dostało naleśnik do parówki (tu są bardzo popularne i można je kupić gotowe w każdym sklepie w dziale z pieczywem). Na naleśnik trochę ketchupu, kto chciał to musztardy, następnie mama nałożyła po parówce i zawinęła w naleśnik. Po czym przyniosła z balkonu lodowate napoje i zapytała dzieci, który sok chcą żółty czy czerwony..?
Muszę przyznać, że nie czułam się zbyt komfortowo stojąc za krzesłem córki w rozpiętej nieco kurtce. Mama organizatorka stała tak samo jak ja i jadła z dziećmi. Co prawda była na tyle miła, że bardzo chwaliła mój norweski i na tyle cierpliwa, aby powtórzyć coś jeszcze raz wolniej, jak nie zrozumiałam za pierwszym razem. Z tym na pewno się tu spotkacie, bo jeśli chodzi o kwestię języka, Norwedzy są bardzo wyrozumiali, nie poprawiają, wręcz chwalą na każdym kroku. To oczywiście bardzo zachęca do rozmowy z nimi. Jednakże, nie zaproponowała żebym usiadła ani zdjęła ubranie, jedynie prosiła żebym się częstowała parówkami.. Dzieci, które zjadły szybciej nie mogły odejść od stołu zanim wszyscy nie skończą jeść.. Moja córka jadła dwie parówki około godzinę, oczywiście nie tylko ona. Więc jedna godzina urodzin upłynęła na jedzeniu parówek. Po "poczęstunku", zabrałam córcię i zabrałyśmy się do domu. Tutaj jest taki zwyczaj, że goście również otrzymują prezenty w postaci słodyczy, więc córka dostała mały woreczek oczywiście specjalnie zakupiona torebeczka na prezent "księżniczki". Druga godzina urodzin chyba została zaplanowana na zabawę, piszę "chyba", bo wiem, że w planach było jeszcze ciasto..
Przyznacie chyba, że to wszystko troche dziwaczne.. W Polsce, dzieci na stole może nie mają perfekcyjnego nakrycia, ale za to szykuje się dla nich mnóstwo przekąsek, pyszne soczki i dzieciaki przychodzą, żeby się bawić.. Wcześniej byłam z córką na urodzinach rodziny, która pochodzi z Iranu (z pochodzenia Kurdowie) i urodziny przypominały mi nasze polskie imprezki dla dzieciaków, balony, paluszki, owoce, muzyka, tańce, zabawy zabawkami, chyba wiecie o czym mówię..
To były pierwsze urodziny u Norwegów, może akurat tak nam się trafiło, w moim odczuciu "surowo i chłodno", a może po prostu tak mają wyglądać przyjęcia dla dzieci. Z tego co wiem, Norwedzy nie za bardzo pozwalają dzieciom na zapraszanie innych dzieci i zabawę w domu, może wynika to z obawy o zniszczenie czegokolwiek w ich pięknie, co by tu nie mówić, urządzonych domach??
Ale jak to się mówi, co kraj to obyczaj.. ;)

Off-topic
Jak tam trwacie w swoich postanowieniach noworocznych? Ja usiłuję :D Ostatnio wciągnęliśmy się z mężem i namiętnie oglądamy serial "Dexter", oglądanie filmów to taka nasza wspólna pasja. A serial naprawdę wciągający, kiedyś tak bardzo wciągnął nas "Oficer" a teraz śledzimy losy "Dextera". Nie będę zdradzać szczegółów, jeśli nie macie co ze sobą zrobić w te ciągle długie zimowe wieczory, polecam!! :)

6 komentarzy:

  1. Byłam na urodzinach norweskich chodząc do folkehøyskole (ot taki przerywnik na studiach;))były chipsy, kjekser, jakieś czekoladki i oczywiście brus. Konfetti, trąbki, czapeczki na modłę amerykańską. W miarę normalnie. Co mnie jednak uderzyło - nie było alkoholu - żadnego wina, piwa - jak to jest normalne w polskich akademikach. Wszyscy uczestnicy byli pełnoletni. Początkowo myslałam, że to kwestia cen alkoholu. Powodem byłojednak przestrzeganie przepisów - myślę, że moglibyśmy się tego nauczyć od nich jako nacja :)
    A swoją drogą to myślę, że nieraz jeszcze zaskoczy Cię wiele w zachowaniu Norwegów. Mam nadzieję, że będą to w większości pozytywne sytuacje. W sumie byłam 3 razy w Norwegii i za każdym razem wracałam z pokaźną liczbą historii i rzeczy i zachowań, które są odmienne od naszych. Fajnie móc wrócić do wspomnień :D.
    Postanowienia...wyprawa w lipcu do Norwegii :D
    Pozdrawiam,
    Ewelina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się Norwegia, jej mieszkańcy, tutejsze zwyczaje i zachowania, bardzo różnią się od tych naszych polskich i zaskakują mnie w większości pozytywnie. Zdecydowanie największe pole, w którym mam doświadczenie i porównanie z polskimi realiami, to głównie przedszkole. Jestem zaskoczona ale jak najbardziej pozytywnie :) Nawiązując do Twojego komentarza to z alkoholem w Norwegii to naprawdę temat rzeka już na odrębnego posta :) Zapewne wiesz co mam na myśli :) W takim razie życzę spełnienia noworocznego postanowienia i by wyjazd znów był owocem kolejnych niesamowitych wspomnień z krainy fiordów :) Pozdrawiam!!

      Usuń
  2. ja tak samo jestem zaskoczony norweskimi przedszkolami przeczkolami CHWALA NAJWYZSZEMU nie z autopsji
    http://www.sfora.pl/Czestowala-dzieci-krwia-Skandal-w-przedszkolu-a53351/4

    a to jeszcze lepsze
    http://www.wykop.pl/link/31165/szokujace-metody-wychowawcze-w-norweskim-przedszkolu/

    mvh gamleveien

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę.. nie demonizujmy.. Myślę, że takich linków dotyczących ekstremalnych sytuacji, traktowania dzieci przez opiekunów możnaby podać z każdego zakątku świata.. Wszędzie może zdarzyć się coś tak okropnego.. Dopiero przecież co wybuchł skandal z polskiego żłobka..

      Usuń
  3. Weszłam żeby tylko przeczytać jedną rzecz a nie mogę oderwać się od monitora! SUPER BLOG! Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja właśnie wybieram się dzisiaj na urodziny kolegi syna z przedszkola. Kończy 4 lata. I jestem lekko zestresowana. Jednak norweskie obyczaje są inne od naszych - polskich. Tutaj jest tak też że rodzice zostają z dziećmi na przyjęciu a ja jeszcze zabieram moją 2miesięczną córeczkę... ciekawa jestem jak to będzie ;-) albo fajnie albo katastrofa...
    super blog :-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń