poniedziałek, 31 grudnia 2018

SYLWESTER 2018

Kochani w Nowym Roku
Zycze Wam aby spelnily sie Wasze marzenia,
Abyscie z usmiechem witali kazdy nowy dzien
Abyscie mieli duzo zdrowia
Spokoju i radosci
Aby milosc wypelniala Was od srodka
I aby niczego Wam nie zabraklo.
Szczesliwego Nowego 2019 Roku
Zycze Wam ja Kinga 🎉🍾🌟

Off-topic: kilka fotek z dzisiejszej noworocznej wycieczki do Oslo. Poznajecie te miejsca?







Boże Narodzenie 2018/ Polskie jedzenie, za którym tęsknię w Norwegii


Dziś takie krótkie podsumowanie tegorocznych Świąt.🎄

W tym, tak jak i w ubiegłym roku i rok wcześniej świętowaliśmy sami w Norwegii. Przeważnie spędzamy Święta Bożego Narodzenia w Polsce u teściów. Jednak w tym roku znów zostaliśmy w domu, również z powodu kupna szczeniaczka 🤗
Co roku, świętowaliśmy z poznanymi tu znajomymi.
Na cale szczęście w pakistańskich sklepach, bądź praktycznie oddalonej o rzut beretem Szwecji można dostać polskie produkty. Bez tego nie byłoby mojego przepysznego bigosu! W prawdzie w norweskich sklepach można dostać kapustę kiszoną sprzedawane są w saszetkach do odgrzania ale to absolutnie nie jest w smaku tym, co znamy pod tą samą nazwą w Polsce. Tutejsza kapusta zarówno biała jak i czerwona ma słodki posmak. To samo jest ze śledziami. Próbowałam raz zrobić z niej bigos i wyszło danie krótko mówiąc nie do zjedzenia.
Tak jak w tytule posta, jedzenie za którym tęsknie w Norwegii, to między innymi polski majonez.. mój ulubiony majonez kielecki. Na święta robiłam też tradycyjną w mojej rodzinie sałatkę jarzynową z majonezem i musztardą. Niestety często w sklepie pakistańskim, w którym raz na jakiś czas zaopatruje się, bardzo często polskie produkty są wyprzedane. Tak było z majonezem. Udało mi się kupić majonez dekoracyjny śmierdział octem i był okropny w smaku, a raczej był kompletnie tego smaku pozbawiony/ musiałam wyrzucić 3 słoiki! Ostatecznie sałatka była z norweskim majonezem, do którego nawet się już przyzwyczaiłam. Tęskni mi się za ptasim mleczkiem >D i to jest przeważnie to, co dostaje w paczce od siostry hihi. Chleb też smakuje zupełnie inaczej...
A jak Wy spędziliście święta? Wyjeżdżacie do rodziny, rodzina do Was? a może ciepłe kraje? Podzielicie się, za jakim jedzeniem najbardziej tęsknicie na emigracji?

P.S. nie śmiejcie się z mojego zamiłowania do majonezu kieleckiego. Po pierwsze to moje rodzinne strony, a po drugie to myśląc święta jedno z pierwszych skojarzeń- majonez kielecki :D

Off-topic: Nowa odsłona bloga- mam nadzieję że blog będzie bardziej czytelny. 

niedziela, 30 grudnia 2018

Niepełnosprawność a pomoc w Norwegii


Kochani! Wróciłam do blogowania i tak jak temat przedszkola został już wyczerpany, tak przeskakuję do tematu szkoły. Niemniej jednak, raz na jakiś czas, będę chciała się z Wami podzielić moimi rozmyślaniami, bądź wiedzą na inne tematy, związane z życiem w Norwegii.  Bardzo bym prosiła też o komentarze, o czym chcielibyście ewentualnie żebym napisała.

Dzisiejszy post będzie o niepełnosprawności i troszkę ogólnie o pomocy społecznej.

Temat służby zdrowia w Norwegii jest tematem szeroko opisywanym przez naszych rodaków, bardzo wiele osób ocenia tutejszą służbę zdrowia bardzo negatywnie. Informacji na ten temat, na temat błędów lekarskich, na temat przepisywania paracetamolu na wszelkie problemy zdrowotne, możecie znaleźć w internecie naprawdę dużo. Dlatego o tym nie będę pisać, niech każdy oceni według siebie. Chciałam poruszyć temat z bardziej pozytywnego punktu widzenia, temat pomocy, o którą możemy się ubiegać w swojej kommune (gminie). 
Chodzi o tzw. avlastning (czyli odciążenie). Temat jest mi bardzo znany z pierwszego źródła, ponieważ znam wiele Norweżek, które się tym zajmują, pracują w domach prywatnych lub w domach dla dzieci tzw avlastningsboliger for barn, w których dla odciążenia dla rodziców, opiekują się przebywającymi tam dziećmi. Pomoc taką, czy domy oferuje gmina i dla rodzin jest ona zupełnie bezpłatna. Ubiegać się może każdy, kto ze względu na np. chorobę dziecka (głównie niepełnosprawność fizyczna lub umysłowa), ale też i opiekę osobami starszymi, nie może w pełni normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Chodzi o sytuacje, w których rodzice mają ciężkie warunki poprzez potrzebę zważywszy na chorobę wzmożonej opieki, która przekracza obowiązek opieki dziecka w pełni zdrowego, mowa tu o nieprzespanych nocach, czuwaniu przy chorym, jak i dodatkowe codzienne sprawy ubieranie, mycie, karmienie. Podanie mogą złożyć rodzice, dla których sytuacja jest ciężka fizycznie bądź psychicznie. Może też zabrzmi to dla nas Polaków okrutnie (ponieważ nasza mentalność w tym względzie różni się bardzo, bo przypadków kiedy rodzice rezygnują całkowicie z siebie, ze swojego życia, aby móc poświęcić cały czas na opiekę nad przykutym do łóżka dzieckiem, bądź rodzicem), do takich domów, często rodzice posyłają dzieci, aby móc wyjechać na ferie albo mieć wolne. To, ile razy w tygodniu, w jakiej formie, czy w domu prywatnym, czy w avlastningbolig otrzyma się pomoc, jest rozpatrywane indywidualnie przez gminę. Każdy przypadek jest inny, czasem błahe a czasem bardzo poważne. My ludzie lubimy oceniać wszystko i wszystkich na podstawie własnych uwarunkowań, wpojonych od dzieciństwa wzorców. Jednak każda rzecz, sytuacja, moim zdaniem ma dwa oblicza. Osobiście znam mamę dwójki małych niespełna rocznych bliźniaków, która otrzymała taką jedną godzinę w tygodniu z gminy, gdzie przychodzi pani i zabiera maluchy na 2 godziny na spacer. Mama ma czas tylko dla siebie czy to na zrobienie obiadu, o którym już od dawna marzy, czy wyjść na zakupy, nawet zrobić chociażby paznokcie albo zwyczajnie się wyspać. Na codzień jest z nimi sama, tata w pracy, wkrótce ona też wróci do pracy, a dzieci pójdą do przedszkola. Ale póki co, myślę, że te dwie czy czasem trzy godziny raz w tygodniu bez dzieci, sama... robią różnicę. Dodam, że jest wspaniałą matką, która bardzo dobrze zna i kocha swoje dzieci. Uwielbiam słuchać jak o nich opowiada.  
Inna znajoma Norweżka opiekuję się w ramach avlastning dorosłą niewidomą kobietą. O dziwo pomoc nie wygląda tylko na robieniu zakupów, gotowaniu... Taka pomoc wiąże się też np. z zabraniem niewidomej pani na wycieczkę statkiem lub na zajęcia w basenie, hydroterapię. Opiekunka uczestniczy w tym wszystkich ma przyjemności, przyjemność również poznawania świata, troszkę z innej perspektywy, a także przy okazji zarobić pieniądze. 



sobota, 29 grudnia 2018

Szkola podstawowa w Norwegii

Witajcie Kochani😊
Po tak długiej przerwie od blogowania, w głowie mam tysiące nowych tematów. Pisałam głównie o moich doświadczeniach związanych z norweskim przedszkolem. Teraz chce napisać trochę o szkole podstawowej. Moja Córcia jest już w 5 klasie! Pamięcią postaram się jednak sięgnąć do początków. Dziś w paru punktach opiszę pokrótce jak wygląda szkoła podstawowa w Norwegii. Jeśli któryś z punktów zainteresuje Was bardziej chętnie go rozwinę 😊

1. Nie ma książek! Praktycznie cała pierwsza i druga klasa obyła się praktycznie bez książek. Zwróćcie proszę uwagę na to, że tutaj co szkoła to obyczaj- ja piszę o tym jak było w naszej szkole. Dzieci miały tzw perm czyli taką teczkę z koszulkami foliowymi i kserówki z książek w formie pracy domowej. Żadnych zeszytów, żadnych książek. Pierwsze książki w plecaku pojawiły się  u mojej Córki dopiero w 3 klasie.
W większości, dzieci otrzymują teczkę i do niej ksero z książek, nie ma zadane więcej niż jedna strona A4 jeśli chodzi o pracę domową. Sporadycznie trafi się jakaś ćwiczeniówka, raczej dzieci wypełniają je w szkole. Ale nie do wszystkich przedmiotów mają książki. Dla porównania w Polsce, przynajmniej z tego co mi wiadomo są podręczniki i zeszyty nawet do religii, i ogólnie z każdego przedmiotu są ćwiczeniówki i zeszyty, które niestety często trzeba nosić w plecaku codziennie.

2. Nie ma religii. W szkole jest przedmiot o nazwie KRLE-Kristendom, religion, livssyn og etikk (Chrześcijaństwo, religia, duchowość i etyka). Na lekcjach krle dzieci uczą się na temat wszystkich religii po trochu.

3. Nie ma długopisów!
Dzieci piszą wszystko ołówkami... Nie wiem jak dalej, póki co moja Córka jest w 5 klasie i dzieci nie używają długopisów.

4. Wyprawka- nie trzeba kupować absolutnie nic poza wyposażonym piórnikiem, i plecakiem oczywiście. Wszystko inne, książki, ewentualne zeszyty, teczki dostaje się ze szkoły. Ćwiczeniówki są rzecz jasna nowe, książki natomiast z uwagi na wszechobecny ołówek, przechodzą jeszcze wiele lat z rąk do rąk kolejnych klas i kolejnych uczniów.

5. Nie ma ocen!
Przez cała podstawówkę nie ma ocen ani odpytywania. Oceny są dopiero od 8 klasy. Oczywiście są takie tygodniówki i pod koniec tygodnia dzieci piszą testy jest to przeważnie jedna strona A4 i np 1 zadanie z norweskiego, 2 z matematyki i 3 -słówka z angielskiego. Niemniej jednak od tego roku mamy nową nauczycielkę, która stwierdziła, że u niej nie będzie tych tygodniówek. Dwa razy do roku są też testy z czytania i słuchania z norweskiego plus z reszty przedmiotów, które mają na celu pokazać na jakim poziomie są uczniowie, czy opanowali program. Nie ma to jednak żadnego wpływu na dostanie się do kolejnej klasy, czy też do szkoły po podstawówce, odpowiednika naszego gimnazjum. Czyli w wielkim skrócie można przejść przez całą podstawówkę kompletnie nic się nie ucząc... Moim zdaniem, dobrze wymagać od swojego dziecka mimo wszystko, po to, chociażby żeby potem nie było szoku, że nagle trzeba się uczyć w gimnazjum...

To tak w wielkim skrócie najważniejsze punkty.
Off/topic Obiecałam fotki z poprzedniej zimy, gdzie w niektórych miejscach śnieg sięgał prawie 2 metry! Było ciężko zwłaszcza z odśnieżaniem, sporo wypadków na drodze, ale było też pięknie... w dni wolne...






piątek, 28 grudnia 2018

Szkola w Norwegii - rozne systemy nauczania w roznych szkolach/praca domowa



Minelo 5 lat i temat przedszkola jest wyczerpany. Czas tak szybko pedzi, ze nagle moja Corcia jest w 5 klasie. Sama w to nie wierze. Ale wroce troszke pamiecia wstecz i postaram sie opisac ciut z minionych lat, skupiajac sie na szkole i systemie nauczania w norweskiej szkole. Na wstepie dodam jeszcze tylko, ze dwa lata temu wyprowadzilismy sie z Oslo i mieszkamy na peryferiach, okolo 20 min samochodem od Oslo ale jednak. I roznice sa, rowniez jesli chodzi o szkole. Mam porownanie. Nowa szkola wcale nie jest jakas tam mala szkolka na wsi bo liczy od 1-7 klasy i okolo ponad 500 uczniow. Szkola, do ktorej uczeszczala moja Corcia w Oslo liczyla ponad 300 uczniow.
Pierwsza rzecz, ktora rozni sie od polskiego szkolnictwa to fakt, ze system nauczania rozni sie i to znaczaco, od szkoly do szkoly. W roznych szkolach, dzieci ucza sie z roznym stopniem zaawansowania, na innym poziomie, otrzymuja badz nie otrzymuja prace domowe. Pierwszy raz zetknelam sie z tym, rozmawiajac z jedna mama, ktorej dziecko chodzilo do innej podstawowki w Oslo. Spotkalysmy sie na zajeciach z judo, na ktore uczeszczala moja Corcia w 1 klasie. W naszej szkole, dzieci dostawaly prace domowa w poniedzialki i mogly same decydowac kiedy beda do niej zasiadac w przeciagu tygodnia, bo prace domowa trzeba bylo oddac w piatek. Oczywiscie moja Corcia chciala odrobic wszystko w poniedzialek i "miec z glowy" reszte tygodnia. Zdziwilam sie bardzo, jak poznana na zajeciach mama pewnego chlopca, powiedziala mi, ze w ich szkole, praca domowa jest codziennie i dodatkowo, dzieci dostaja ksiazki do czytania. SZOK! W naszej szkole nie bylo mowy o czytaniu, bylismy na etapie sylabizowania. Dodam od razu, ze druga klasa malo sie roznila od klasy pierwszej... Dzieci uczyly sie jedna literke alfabetu przez caly tydzien. W dawnej szkole (tak bede nazywala szkole w Oslo), dzieci otrzymywaly tak jakby dwie prace domowe, byly 2 sciezki, oznaczone roznymi kolorami i dzieci mialy same wybrac, ktora sciezka beda szly, a sciezki to nic innego jak poziomy trudnosci. Dodatkowo, to czego sie dzieci uczyly, bylo "walkowane" tak dlugo, az wszyscy zalapali o co chodzi. Mysle, ze w tej kwestii, wbrew temu, co wiekszosc uwaza na temat norweskich szkol, ze nic w nich nie ucza, szkola norweska jest lepsza. Po pierwsze, nauczyciele maja indywidualne podejscie do kazdego ucznia, nikt nie jest gorszy. Ani lepszy. Jesli dla kogos cos jest za trudne, wybiera te latwiejsze zadania i jest ok. Poza tym, nauczyciel nie pedzi z materialem i nie ma potrzeby, zeby dziecko chodzilo na prywatne lekcje, bo nie moze "dogonic" kolegow z klasy. Nie bede pisac samych pozytywow o norweskich szkolach- napisze tez o tych ciemnych stronach w kolejnych postach). Moj blog jest poniekad blogiem informacyjnym, wiec bede pisac jak to wszystko wyglada i wygladalo w praktyce, w oparciu oczywiscie o wlasne doswiadczenie. Inni moga miec zupelnie inne doswiadczenia, z uwagi chociazby na wspomniany fakt, ze w Norwegii, co szkola to inny obyczaj.
Wracajac do tematu, pracy domowej, w obecnej szkole, praca domowa jest zadawana codziennie, ale podzielona na 3 obszary: Må (musisz), Bør (Powinienes) i Kan (Mozesz). Oczywiscie wiekszosc uczniow robi zadania z zakresu Må i Bør. Dodatkowo, prowadzi sie tzw leselogg i dzieci maja za zadanie codziennie czytac 15 min ulubiona ksiazke i napisac pare slow o niej. Coraz wiecej w szkole korzysta sie z tabletow. Nasza szkola ma swoja platforme w internecie i dzieci raz na jakis czas korzystaja z komputerow w domu, zeby odrobic lekcje.
Dodam jeszcze kilka slow, odnosnie przyjazdu do Norwegii ze starszymi dziecmi, nastolatkami. Wszystko co pisze, pisze tylko i wylacznie w oparciu o moje doswiadczenia. W przeciagu tych 6 lat w Norwegii, mialam przyjemnosc poznac bardzo duzo Norwezek, z uwagi na prace, wymieniac sie z nimi wzajemnie doswiadczeniami, przekazujac troche wiedzy o rodzinnych stronach. Moze niektorych zdziwi, ale cala masa Norwegow studiuje w Polsce, a wiekszosc Norwezek, ktore znam byly przynajmniej w jednym z naszych miast. Kroluje Gdansk, ale Norwedzy znaja tez Warszawe, Krakow, Sopot. Takze, jesli chodzi o przyjazd z doroslymi dziecmi, z nastolatkami do Norwegii, pojawia sie strach jak dzieci poradza sobie z zaklimatyzowaniem sie (i tu roznie bywa), ale i z jezykiem. Jesli chodzi o kwestie jezykowa, naprawde nie ma problemu. W takiej sytuacji, wszystkie inne przedmioty ida na bok, wazny jest jezyk. Dzieci, nie mowiace po norwesku, w czasie np matematyki, ida na zajecia z norweskiego. Maja mnostwo dodatkowych zajec z jezyka, nauczyciele tlumacza tez po angielsku. Mam znajoma Norwezke, ktora jest nauczycielka w liceum, a w jej klasie jest dwojka Polakow, ktorzy zaczynajac, nie znali praktycznie slowa po norwesku. Wyobrazacie sobie taka sytuacje, gdyby bylo na odwrot? Znam rowniez Polke, ktora wrocila po wielu latach w Norwegii z corka, ktora tu chodzila do 3 klasy. W Polsce okazalo sie, ze nie jest na poziomie nawet 1 klasy i zeby "dogonic" kolegow musiala chodzic na prywatne lekcje praktycznie z kazdego przedmiotu. Mnie tez draznilo to, ze poziom jest taki niski, bo jestem bardzo wymagajaca, a poza tym sama bylam tzw kujonem w szkole. Ale podsumuwujac, stwierdzam, ze uczylam sie naprawde rzeczy, ktore nigdy mi sie w zyciu nie przydadza, i wiekszosc na zasadzie zakuc-zdac-zapomniec. Pamietacie budowe pantofelka? I tego typu rzeczy? Te wszystkie daty z wydarzen historycznych? Ja nie... Wkurzalo mnie tez, ze moja corka (jako, ze nie Norwezka) tez chodzila jakis czas na zajecia wyrownawcze z jezyka norweskiego (zeby przestac chodzic pisala test). Myslalam sobie, ze idzie na te lekcje kosztem innych, czyli, ze nie bedzie na biezaco z klasa robic np matematyki. Jednak, jak sie okazuje, praktycznie nic ja nie ominelo. Jedna i ta sama rzecz naprawde walkuje sie tygodniami :D Poza tym, nie ma ocen! Ale o tym, juz w nastepnym poscie.

Off-Topic: Rok temu mielismy tu prawdziwa zime stulecia, tyle sniegu bylo tu bardzo dawno temu. Postaram sie wkleic fotki w kolejnych postach. W tym roku jest ok, sa biale swieta, choc zima sie nie spieszyla. Wczoraj byla totalna szklanka wieczorem, po tym jak padal marznacy deszcz.
Przepraszam, ze nie ma polskich znakow, mam zainstalowana polska klawiature, ale przestala dzialac na moim laptopie. Czekacie na posty o szkole? Pozdrawiam Was cieplutko :* 


czwartek, 27 grudnia 2018

5 LAT PRZERWY OD BLOGOWANIA....



Witajcie po 5 latach przerwy...

Dlaczego przestałam pisać? 

Myślę, że popularność bloga przerosła mnie. Wiem, powinnam się cieszyć i być dumna, że liczba Czytelników rośnie z każdym dniem. Jednak, w tle całego blogowania pojawiła się cała masa prywatnych listów, na które nie potrafiłam często odpisać😡. Większość z nich to były prośby o pomoc w znalezieniu pracy. Nie miałam i wciąż nie mam takiej możliwości. Listy były bardzo osobiste. Może na początku sprawiało mi to wielką frajdę i codziennie rano jadąc T-bana do pracy, otwierałam skrzynkę mailową i zaczytywałam się w maile od Was. Starałam się na każdy odpisać. W pewnym momencie jednak, poczułam, że nie dam rady, że tak naprawdę moje odpowiedzi nie pomagają nikomu. Bo prośby dotyczyły konkretnej pomocy, załatwienia pracy, pomocy finansowej. Sama pracowałam ciężko, oczywiście miałam szczęście dobrze płatna praca, choć nie lekka, ja zdrowa, moja rodzina zdrowa. Listy, które otrzymywałam zaczęły mnie przygnębiać coraz bardziej. Czułam się mocno przytłoczona, ktoś czegoś ode mnie oczekiwał, a ja nie byłam w stanie temu sprostać. Nie były to zwykle listy. Większość dzieliła się ze mną bardzo osobistymi przeżyciami, swoja choroba, chorobami najbliższych. Nie potrafiłam przestać myśleć o tragediach, które dotykały innych. Ja miałam wszystko pookładane, zwyczajne życie, bez większych zakrętów, dobry standard życia. Pomyślałam, muszę z tym skończyć, z tym blogowaniem, bo oszaleję. Nie dam rady. Listy zasypywały mnie jak lawina, było ich dziesiątki. Każdego dnia. Zapewne część z Was powie, że wyolbrzymiam, ale wierzę, że część zrozumie co czułam. 

Dlaczego chcę zacząć znów pisać?

Dziś po 5 latach, czytając o innej blogerce, weszłam na mojego bloga (nie byłam tu 5 lat!) i przeczytałam Wasze komentarze, ze dobrze się czytało, dlaczego przestałaś pisać, czy może wrócisz..? Nie mogłam znów przestać o tym myśleć. 5 lat... tyle się zmieniło, ja się zmieniłam. Przekroczyłam 30stkę, ludzie się chcąc nie chcąc zmieniają. Wyrastają z pewnych rzeczy, patrzą z innej perspektywy. Ale być może tam gdzieś w środku jestem ciągle ja, ta sama, którą chcieliście czytać? Jeśli wciąż tam jesteście, dajcie znać. Jest o czym pisać.... 

Pozdrawiam cieplutko 😚